Mam 36 lat, trójkę dzieci przy sobie oraz jedno, którego nie znam, ale jestem pewna, że jest szczęśliwe.
Czuję spełnienie i poczucie, że dzięki mojemu ciału, dałam radość życia dwojgu ludzi, kolejnym dwojgu – radość rodzicielstwa.
Czy miałam wątpliwości? Tak, bardzo wiele, do ostatniej chwili. Czy mam je teraz? Nie, jestem dumna, że chęć pomocy w moim życiu nie pozostaje wyłącznie chęcią, a zmienia się w czyny, co stało się również tym razem. Czy zrobiłam to dla pieniędzy? Absolutnie nie! Zwrot kosztów całego procesu to element, o którym w ogóle się nie myśli.
Marzenia o licznej rodzinie miałam od zawsze, wizualizując w myślach sobotnie poranki, kiedy z mężem i pięciorgiem dzieci przytulamy się w łóżku, a potem wspólnie przygotowujemy śniadanie. Marzyłam o domu rozbrzmiewającym śmiechem, wielkim stole wigilijnym, o gromadce wnuków. Udawałam, że lalki to moje córeczki i synowie, tworzyłam w głowie idyllę rodziny i nie miałam zupełnie świadomości, że istnieją kobiety, które w pewnym momencie życia dowiadują się, że nie mogą mieć dzieci i że ich marzenie o rodzinie nigdy się nie spełni. Mi się udało.
Ale od początku 🙂 Po studiach poznałam mojego męża. Wzięliśmy ślub, a po kilku dniach wyszło na jaw, że będziemy rodzicami. Czyli pełnia szczęścia … wszystko według planu. Lęk o maleństwo pojawił się w momencie, gdy wokoło coraz więcej koleżanek traciło ciąże lub nie mogło w nią zajść. Zastanawiałam się, jak ciąża skończy się u nas, czy wszystko potoczy się książkowo, czy dziecko będzie zdrowe. Jednocześnie przeżywałam rozpacz przyjaciółki, która straciła córkę w 8 miesiącu ciąży. Potem już nigdy nie zaszła w ciążę, jej organizm nie chciał współpracować. Okazało się, że jej „limit” komórek jajowych się wyczerpał, że nie ma szans na zajście w ciążę. Poddała się zupełnie, zachorowała na depresję, a mąż zostawił ją kilka miesięcy później. Wtedy to po raz pierwszy usłyszałam o możliwości „przejęcia” przez kobietę komórki jajowej od innej kobiety, choć w tym przypadku nie było o tym mowy ze względów emocjonalnych.
Mijały lata, a ja urodziłam kolejną 2-kę zdrowych, pięknych dzieci. W wieku 30 lat osiągnęliśmy pełnię szczęścia – model 2+3. Trzecia ciąża była jednak koszmarem. Lekarze uprzedzali mnie, że jeżeli zajdę w kolejną, będzie to dla mnie i dziecka wielkie zagrożenie – macica była zmniejszona po 3 cięciach cesarskich, a układ krążenia dawał się we znaki w postaci potwornie bolesnych żylaków nóg oraz odbytu. Ciało mówiło: dość!
Z trudem zaakceptowałam, że kolejnego dziecka nie jestem w stanie przynieść na świat. Dotarło do mnie, że jeżeli w ogóle, to mogę zostać po raz kolejny mamą w postaci adopcji lub przekazania mojej komórki jajowej innej parze. Warunki mieszkaniowe wykluczyły (na razie J) adopcję, więc zaczęłam rozeznawać temat dawstwa. Zajęło mi to półtora roku.
Procedura generalnie nie jest skomplikowana, przeszłam weryfikację, rozmowy z lekarzami, psychologami, liczne testy i badania. Otrzymałam informacje, że mogę zostać poddana zabiegowi. Na ostatnim etapie dostałam zatem leki, chwilowo nie czułam się rewelacyjnie fizycznie, choć w duchu wiedziałam, że jestem w bardzo ważnym, niesamowicie świadomym dla mnie momencie mojego życia. Jestem w momencie, gdy oddaję część siebie, aby dać nowe życie.
Najwięcej w procesie przygotowań dały mi rozmowy z psychologiem, bo tak naprawdę, jedynie kwestia moich reakcji i możliwości życia ze świadomością, że nie poznamy naszych maluszków, były przedmiotem wątpliwości.
– niby czynnik najmniej istotny w przypadku ofiarowania życia, ale fajnie, że klinika i to zapewnia. Przed przystąpieniem do programu pojawia się pytanie, czy poniosę jakiekolwiek koszty związane z leczeniem i zabiegiem. Oczywiście, musiałam do kliniki dojeżdżać. Oczywiście, musiałam brać dni wolne w pracy, załatwiać opiekę do dzieci. Ale po zakończonym procesie otrzymałam zryczałtowany zwrot kosztów w kwocie 4000 zł.
– tym bardziej się boimy, im mniej wiemy w danym temacie. Zasięgałam opinii wielu osób, czytałam, rozmawiałam na czatach z kobietami z całej Polski. Wszystkie mówiły, że zabieg to „nic strasznego”, ale że trzeba dobrze przygotować się do niego od strony mentalnej, zrozumieć i nigdy nie zwątpić w słuszność swojej decyzji. Całe życie walczę z jakimiś strachami, tutaj strach prawie zniknął, bo wszystko z mężem poukładaliśmy sobie w głowach. Program dawstwa zapewnia bezpłatną konsultację psychologiczną, dzięki czemu przy wsparciu kompetentnej osoby można wyjaśnić wszystkie wątpliwości i zastanowić się nad decyzją o pomocy niepłodnym ludziom.
– rodzicie poszukujący pomocy w bankach komórek – to świadomi swoich decyzji ludzie, zwykle bardzo dobrze sytuowani, o ugruntowanej sytuacji zawodowej, ludzie – których jedynym niezrealizowanym marzeniem jest posiadanie potomstwa. Wiem, że oddając komórki, pomogłam spragnionym rodzicielstwa osobom i przekazałam najpiękniejszy dar, jaki zna świat – nowe życie.
– zostając dawczynią nie tylko się daje. Również się zyskuje. Skorzystałam z profesjonalnej opieki i wsparcia najlepszych specjalistów. Ani przez chwilę nie przeszło mi przez głowę, że może pójść coś nie tak.
– byłam wolontariuszką w dziecięcym hospicjum, jestem w bazie dawców szpiku, regularnie oddaję krew, podpisałam oświadczenie przekazania narządów, a wciąż miałam poczucie, że mogę zrobić coś jeszcze. Taka moja natura. Wierzę, że dobro wraca, dlatego każda forma pomocy jest dla mnie bardzo istotna. Nigdy nie wiemy, kiedy my tej pomocy będziemy potrzebować.
– takie otrzymałam potwierdzenie w efekcie wyników wielu specjalistycznych badań, z których skorzystałam w ramach uczestnictwa w procedurach oceny zdrowia dawczyni. Jestem przebadana wzdłuż i wszerz 🙂 Badania te warte były ponad 3 tysiące złotych! I dały mi ogromną wiedzę na temat mojego ciała.
– innej możliwości nie ma, bo świat nie wymyślił do tej pory zamiennika dla komórki jajowej. Zrozumiałam, że jeżeli nie ja, to może nikt nie przytrafi się kobiecie, która stara się o dziecko. Zrozumiałam, że bez różnicy, czy rodziłaś, czy nie, w 90 proc. masz setki komórek jajkowych, które nigdy do niczego się nie przydadzą. Dlatego warto podzielić się niepodrabialnym dobrem.
– Mając dzieci, wiem jakie to szczęście; wiem, jak cudownie jest czuć spokojny oddech maleństwa oraz jak to jest denerwować się, gdy choruje. Opieka nad dziećmi to dla mnie najpiękniejsza część dnia, żałuję że moja przyjaciółka tego nie doświadczy. Dlatego cieszę się, że dałam możliwość przeżywania tych pięknych chwil innym ludziom.