Dla wielu pacjentów skorzystanie z tego rodzaju pomocy zdrowej kobiety to jedyna szansa na posiadanie potomstwa. O tym, jak proces dawstwa wygląda w praktyce, opowiada nasza superbohaterka, Pani Anna z Gdyni, która zdecydowała się przekazać swoje komórki na rzecz innej pary.
Chciałam pomóc, jakoś wesprzeć pary, które nie mogą w inny sposób spełnić swoich marzeń o dziecku. Sama jestem mamą, wiem, co znaczy macierzyństwo i ile szczęścia może dać. Nie wyobrażam sobie swojego życia bez mojego syna. Chyba dlatego podjęłam taką decyzję. Dziecko to dla wielu osób sens życia… Jeśli kobieta nie może mieć dziecka, bo nie ma własnych jajeczek, to może przeżywać dramat. Dowiedziałam się, że w naszym kraju bardzo trudno o dawczynie komórek. Pomyślałam więc, że pomogę.
Moja przyjaciółka, czyli ktoś niezwykle mi bliski, bardzo długo nie mogła zajść w ciążę. To było już dobrych kilka lat temu. Wtedy nie wiedziałam nawet, że mogę jej jakoś pomóc. Ostatecznie wszystko się w jej przypadku ułożyło…, ale nie każdy ma tyle szczęścia. Zgłaszając się jako dawczyni do kliniki, gdzieś w pamięci miałam jej cierpienie i łzy.
Nie, na pewno nie. Choć nie chwalę się swoją decyzją za bardzo – a na pewno nie przy wigilijnym stole, ha, ha! Dawstwo to jednak nadal temat tabu, nie każdy to rozumie. Co do drugiego pytania – chciałam pomóc, a mam już swoje dziecko. Tamte będą miały swoich, na pewno bardzo kochających rodziców.
Bardzo pomogła mi obowiązkowa konsultacja psychologiczna. Dzięki niej zaczęłam myśleć o tych sprawach w dojrzały, analityczny sposób. Odpowiedziałam sobie na wiele trudnych pytań, zastanowiłam się i podjęłam w pełni świadomą decyzję.
Wręcz przeciwnie, odniosłam wrażenie, że Pani psycholog chciała mnie zniechęcić, (śmieje się)! Dzisiaj, biorąc pod uwagę to, ile dała mi owa rozmowa, uważam, że właśnie tak powinna wyglądać. To kwestia odpowiedzialnego podejścia do sprawy.
Początek to były liczne badania – lekarze musieli wiedzieć, że jestem zdrowa, nie mam obciążeń genetycznych czy hormonalnych. Upewnili się, czy mam odpowiedni poziom tzw. rezerwy jajnikowej i dawstwo nie zagrozi mojej własnej płodności. Otrzymałam wszystkie wyniki wykonywanych badań.
Weryfikację przeszłam pomyślnie. Kolejnym krokiem była stymulacja – taki sam proces przechodzą kobiety przymierzające się do in vitro. Otrzymałam leki, które sprawiły, że moje jajniki wyprodukowały więcej komórek jajowych. Potem był tzw. pickup, czyli zabieg pobrania komórek. Wszystko odbywało się w znieczuleniu ogólnym, więc nic nie czułam. Tego samego dnia wróciłam do domu – odebrał mnie bardzo dumny mąż. Pamiętam, jak najpierw wręczył mi kwiaty, a potem pogratulował. W drodze do domu opowiadał o mnie jak o superbohaterce… był kochany jak zawsze.
Podczas stymulacji uzyskano w moim przypadku 9 komórek jajowych, więc mam nadzieję, że kilku parom udało mi się pomóc.
Że przede wszystkim jest to forma pomocy – trzeba mieć w sobie dużo empatii i świadomie podjąć decyzję. Dla par, które przez lata starają się o dziecko i nie mogą go mieć, podarowanie komórek jajowych jest niemal jak gwiazdka z nieba.
Niektóre osoby udzielają się charytatywnie, inni pracują jako wolontariusze, a jeszcze inne mogą oddać komórki jajowe, by pomóc niepłodnym parom. Jest to piękny akt pomocy wobec drugiej osoby.
Chcę też podkreślić, że nie ma się czego bać. Cały proces tak naprawdę nie jest zbyt skomplikowany. Do tego ludzie, z którymi miałam styczność, lekarze, położne, czy psycholog są naprawdę bardzo życzliwi i pomocni!
Honorowe dawstwo komórek jajowych to niezwykły dar serca i nieoceniona pomoc dla niepłodnych par. Dawczyni otrzymuje pakiet badań laboratoryjnych oraz kompleksową informację na temat swojego zdrowia. W trakcie całego procesu jest pod specjalistyczną opieką lekarską i psychologiczną oraz otrzymuje zryczałtowany zwrot kosztów poniesionych w związku z oddaniem komórek.